piątek, 28 lipca 2017

Od Księżycowego Cienia "Przebudzenie"

Klan Śniegu
       Poczułem, że koniec snu nadszedł. Uwolniłem się z krainy Morfeusza, stopniowo odzyskując kontakt z rzeczywistością. Ale tylko umysłem. Na razie.
       Uchyliłem powieki. Oczy nie ukazały mi żadnego widoku, jednak czerń zaczęła powoli zlewać się z szarością.
        Moja lewa, przednia łapa delikatnie drgnęła. Stopniowo odzyskiwałem władzę w ciele. Szerzej otworzyłem oczy. Czerń ustąpiła całkowicie, zastąpiona szarością, z przebłyskami zieleni.
         Razem z odzyskaniem czucia i możliwości poruszania w kończynach, napadł mnie ostry, przeszywający ból. Lekko wygiąłem grzbiet, tym samym rozpoczynając kolejną falę. Czułem się trochę, jakby ktoś otoczył mnie lodem na bardzo długi czas, a teraz odmrażał.
         Ból nie urywał się przez dobre kilka minut. Kiedy minął, zwinąłem się w kłębek. Po chwili spróbowałem wstać. Utrzymałem się chwilę na zesztywniałych łapach, ale gdy zrobiłem jeden krok, zwaliłem się na ziemię. Spróbowałem po raz drugi. Wykonałem kilka chwiejnych kroków i znowu upadłem. Wzrok wrócił całkowicie, dźwięki stały się wyraźniejsze. Teren był nierówny, potoczyłem się kilka metrów w dół i nagle utraciłem grunt. Spadałem.
           Nie do końca jeszcze sprawne mięśnie nie pozwoliły mi na dokładne zamortyzowanie upadku. W zasadzie w ogóle nic to nie pomogło. Walnąłem mocno o drzewo, zleciałem z pnia, obijając się o gałęzie i uderzyłem o ziemię. Zanim ponownie straciłem przytomność, w mojej głowie pojawił się widok nienaturalnie wielkiego księżyca, rzucającego cień na bezkresne, srebrzyste pustkowie.
***
           Ponownie się obudziłem. Kaszlnąłem i wstałem. Od razu dał mi się we znaki dotkliwy ból w prawej, przedniej łapie. Spróbowałem przenieść na nią ciężar. Syknąłem. Uzyskałem pewność, że jest złamana. Lub jest mocno obita. Lepiej nie dramatyzować.
        Udałem się w stronę, którą podpowiadał mi instynkt - w stronę jedzenia. Śpiew ptaków dobiegał z małego lasku, nieopodal. Skrzydlate stworzenia przysiadły na krzewie dzikiej róży. Ukryłem się w wysokiej trawie i przygotowałem do skoku. Odbiłem się od ziemi, płosząc zwierzątka. Z powodu kontuzji w łapie, nic nie złapałem. Zakląłem pod nosem. Muszę szybko coś zjeść, czuje, że ledwo mogę chodzić. Podążyłem za zapachem nieco większej zwierzyny. Po kilku minutach zauważyłem dwa tłuste gołębie, pijące wodę z kałuży. Tym razem bardziej mi się poszczęściło - schwyciłem jedno smakowite ptaszysko. Tak. I to rozumiem. Zabrałem się do jedzenia.
          Po skończonym posiłku, zdałem sobie sprawę, z tego, że nie pamiętam nawet jak mam na imię. Dziura w pamięci obejmowała całe moje dotychczasowe życie. Pozostawiła mi jedynie instynkty, wiedzę i umiejętności. Spróbowałem coś sobie przypomnieć. Jedyne co sobie przypomniałem, to słowa ,,Dwie Zimy" i obraz pięknej jaskini. W ten sposób określa się wiek... Czyli przed utratą pamięci miałem dwie zimy. A jaskinia... Może tam mieszkałem? Tak czy siak spróbuje ją znaleźć. Ale... Co jeśli kogoś spotkam? Nie pamiętam swojego imienia... Wtedy przypomniało mi się wspomnienie księżyca i jego cienia. Księżycowy Cień... Powinno pasować.
Lekko kuśtykając, ruszyłem w losowym kierunku.
***
        Tak. To na pewno tu. Wszedłem do jaskini, oświetlonej błękitnym światłem. Poczułem się w niej dziwnie... Swojsko. Bezpiecznie. Po prostu jak w domu.

Wsunąłem się we wnękę w skale. Przymknąłem powieki. Pierwszy raz od długiego czasu udało mi się spokojnie usnąć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz