Klan Śniegu
Postanowiłem udać się na przechadzkę. Łapa dalej pobolewała,
ale dało się to znieść. Wspomnienia nie wracały przez dłuższy czas, więc
utraciłem nadzieję na ich odzyskanie. Muszę sobie jakoś radzić.
Tereny które zamieszkałem nie były domem żadnego innego
kota. Byłem samotny... Ale jakoś to zniosę. Może ktoś się pojawi?
Ładną pogodą nie cieszyłem się długo - po kilkunastu
minutach lunął deszcz. Z westchnięciem ruszyłem dalej. Wchodząc do lasu nieco
się zaniepokoiłem. Mogę mieć duże trudności z odnalezieniem drogi powrotnej.
Choć... W zasadzie nie ma to znaczenia. Może ktoś tam mieszka?
Deszcz przestał padać. Spojrzałem na drzewo po lewej. Liście
lśniące od kropel wody wyglądały pięknie. Kątem oka zobaczyłem mały ruch w krzakach.
Odwróciłem głowę. W tym samym momencie coś zwaliło mnie z nóg, silnie uderzając
w mój grzbiet. Jakiś ciężar przycisnął mnie do mokrej ziemi.
- Kim jesteś? - Syknął kot, którym okazał się ów ciężar.
- Kimś, kto nie życzy sobie takiego powitania. -
Odparowałem. Spróbowałem wstać, jednak kocur okazał się nieco silniejszy niż na
początku myślałem. Ostatecznie udało mi się podnieść. Otrzepałem się i
spojrzałem z góry na kota. Przez chwilą mierzył mnie wzrokiem.
- Kim jesteś? - Powtórzył z naciskiem.
- Nazywam się Księżycowy Cień. A ty kim jesteś? -
odpowiedziałem po chwili wahania.
- Kosowe Oko. Co tu robisz? To tereny Klanu Deszczu. -
powiedział, patrząc na mnie podejrzliwie.
- Nie wiedziałem o tym. - spuściłem wzrok, bynajmniej nie
okazując skruchy. - Przybywam z... - no tak, nie wiem jak nazywa się mój klan.
- Stamtąd. - wskazałem kierunek.
- Klan Śniegu? - spytał.
- Tak się nazywa? - westchnąłem. - Utraciłem pamięć. Wiem
tylko tyle, że kiedyś tam mieszkałem.
- Ach tak.
Przez chwilę panowała krępująca cisza. Kosowe Oko
najwyraźniej oczekiwał jakichś wyjaśnień.
- Wybrałem się na spacer. Zawędrowałem nieco za daleko.
Odejdę stąd jak najszybciej, jeśli tylko sobie tego życzysz. - Przez chwilę nad
czymś się zastanawiał. Poczułem krople deszczu na grzbiecie. Znowu zaczęło
padać. Szybko na mnie zerknął.
- Chodź. - Powiedział, szybko odwracając się i ruszając
przed siebie. Po chwili podążyłem za nim. Deszcz z minuty na minutę zmieniał
się w ulewę, a jeszcze później w burzę z piorunami. Szybki krok zmienił się w
bieg. Bardzo szybko dogoniłem kocura. Postanowiłem przyjrzeć mu się dokładniej.
Dobrze zbudowany. Pod wieloma cechami fizycznymi przewyższa mnie. Zadbane
futro. Piękna kompozycja kolorów. Dostojny i poważny chód. Nieufność.
Wystarczy. Wystarczy by stwierdzić, że jest wysoko postawiony w tym klanie.
Prawdopodobnie to jego przywódca lub starszy, doświadczony osobnik. Ze względu
na to, że wygląda dość młodo, obstawiam to pierwsze.
Już jakiś czas temu straciłem nadzieję, że dotrzemy na
miejsce, zanim moja sierść całkowicie przemoknie. Biegliśmy dobre trzydzieści
minut. Powoli zaczynałem odczuwać zmęczenie, a ból w łapie coraz bardziej dawał
się we znaki. W końcu złotooki Kosowe Oko się zatrzymał.
- To tu. - powiedział, patrząc na wielki dąb. Ciekawe. To
obóz. Wyczuwam tu woń kilku kotów. Niektóre ślady są świeże, a inne tak mocno
zatarte, że można by przypuszczać, że pochodzą sprzed kilku lat. W każdym razie
równie dobrze może to być zapach jakichś resztek czy małych zwierząt. Nie mam
już wątpliwości, że to Obóz. Tylko czemu mnie tu przyprowadził?
<Kosowe Oko? No właśnie - po co? Możemy pogadać czy coś.
W każdym razie mój kotek nie jest zbyt ogarnięty w obecnej sytuacji, więc
możesz mu opowiedzieć co działo się w ostatnich latach. Kto wie, może coś sobie
przypomni (choćby z jakiej jest epoki XD)? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz