środa, 9 sierpnia 2017

Od Kosowego Oka "Deszcz" cz. 3 (cd. Księżycowy Cień)

Klan Deszczu
- Kimś, kto nie życzy sobie takiego powitania - odpowiedział niezbyt sympatycznym tonem głosu. Zaczął się wiercić, probując wyzwolić się spod moich łap. Wbiłem mu mocniej pazury w plecy, cicho sycząc. Nie znosiłem bezczelnych kotów. Jeśli uważał swoje chamstwo za zabawne, był w wielkim błędzie.
Nie chciałem jednak trzymać go bez wyraźnego powodu w niewoli, więc ostatecznie z lekkim pchnięciem go w bok i prychnięciem, zlazłem z jego pleców.
- Kim jesteś? - powtórzyłem pytanie, nie odrywając od niego upartego wzroku. Nie wyglądał na szczególnie przejętego swoim zachowaniem. Kto go wychowywał?
- Nazywam się Księżycowy Cień - zawahał się, po czum dodał: - A ty kim jesteś?
- Kosowe Oko - Odrzekłem, prostując się dumnie. Nie ukrywam, patrzyłem na niego z wyższością nie tylko przez wzrost i większą siłę, ale i również przez wyraźny brak znajomości kodeksu wojownika z jego strony. - Co tu robisz? To tereny Klanu Deszczu.
- Nie wiedziałem o tym - odrzekł, spuszczając wzrok, ale wciąż zdawał się mówić do mnie tonem pozbawionym choćby grosza szacunku
- Przybywam z... - Urwał, po czym uniósł łapę w kierunku znanym mi od małego. W kierunku mroźniejszych rejonów. - Stamtąd.
- Klan Śniegu? - zapytałem, nie do końca wierząc w to, że nie podał po prostu pełnej nazwy. Koty stamtąd były od zawsze niezwykle butne i szczyciły się swoimi dokonaniami w boju.
- Tak się nazywa? - Westchnął - Utraciłem pamięć. Wiem tylko tyle, że kiedyś tam mieszkałem.
- Ach, tak - miauknąłem, lecz wciąż niepojętne było dla mnie to, dlaczego w takim razie zapomniwszy o klanach nie zaczął życia domowego pieszczoszka, ani tym bardziej dlaczego okazał się brakiem szacunku, samodzielnie zmyślając sobie imię. Moje oczy pociemniały. Nie zdążyłem poprosić o więcej wiarygodnych szczegółow, które sprawiłyby, że zwołałbym pierwsze posiedzenie przywódców klanów od wielu wiosen, bo sam dodał:
- Wybrałem się na spacer. Zawędrowałem nieco za daleko. Odejdę stąd jak najszybciej, jeśli tylko sobie tego życzysz.
Zasępiłem się. Miałem go po prostu wygnać? Mógł być zawsze szpiegiem, który od razu pobiegnie do aktualnego przywódcy i oznajmił, iż ktoś zamieszkuje teren Klanu Deszczu. Nie miałem szans by się obronić, jeśli jednak okazałoby się, że Klan Śniegu odbudowywał swoją potęgę.
Niespodziewanie na moje zjeżone futro spadła lodowata kropla deszczu.
- Chodź - syknąłem na kota, który zorientował się, że ma biec jako pierwszy, bym miał go na oku. Z nutką przestrachu zrobił co kazałem. Kierowałem nim cichymi prychnięciami, które jednak przekrzykiwały ulewę, od czasu do czasu przerywaną grzmotami piorunów. Miałem zamiar go zmęczyć, więc po prostu biegaliśmy w kółko. Kto by pomyślał... znalazłem nareszcie towarzysza, acz nie był to do końca ktoś, na kogo bym oczekiwał.
Zatrzymaliśmy się dopiero gdy znaleźliśmy się przed rozłożystym dębem.
- To tu - miauknąłem i spod przymrużonych powiek patrzyłem, jak oswaja się z aromatem byłych członków Klanu Deszczu. Od niego z kolei smród Klanu Śniegu był jak najbardziej wyczuwalny, więc musiał spędzić tam wiele czasu.
Już miał obrócić pyszczek w moją stronę, gdy używając całej swojej siły wepchnąłem go pod korzenie drzewa. Znajdował się tam wąski przesmyk, dokładniej dołek, który nie zbierał wody. Poślizgnął się na błocie, przeturlał się kilka razy i wpadł do środka. Kiedy usiadłem przy wejściu, po zasłonięciu go gęstą zasłoną, podniósł głowę i spojrzał na mnie z zagubieniem. Uniosłem podbródek.
- Jesteś szpiegiem - zarzuciłem głosem pozbawionym uczuć, ale nim jakkolwiek się wytłumaczył, kontynuowałem: - A nawet jeśli nie, to wystarczy ci to, iż Klany nie są do siebie przychylnie nastawione. Szczególnie wobec nieznanych kotów pochodzących z innego stada.
I obróciłem się do niego plecami. Zamierzałem czuwać, nie tracąc maksymalnego skupienia na zadaniu. 

<Księżycowy Cień? Dla przypomnienia: między klanami jest konflikt i uciekinierzy nie są traktowani przychylnie>

niedziela, 6 sierpnia 2017

Od Księżycowego Cienia "Bolesne Wspomnienia" cz.4 (c.d. Biały Liść)

Klan Śniegu
Po posiłku dość długo czuwałem, zatapiając się w swoich myślach. Kim były dwa koty, z krótkiej wizji? Możliwe, że znałem je z przeszłości, jednak dalej nic mi to nie mówiło. Dlaczego zapamiętałem ciemność, którą i tak co dzień widuję?
Po chwili moja głowa sama opadła na łapy, a ja straciłem kontakt z rzeczywistością.
Stałem w środku ogromnego pola zbóż. Wiatr delikatnie muskał moją sierść, uginając przy tym kłosy. Wyglądały trochę jak falujące, złote morze. Nagle usłyszałem śmiech kociąt, rozbrzmiewający od prawej strony. Spojrzałem tam. Ujrzałem bawiące się cztery kociaki - jeden czarny jak noc, drugi biały w rude i czarne łaty, trzeci błękitno-szary, a czwarty.. jasnoszary w ciemniejsze cętki. Zobaczyłem samego siebie...
Maluchy turlały się wśród szeleszczącej pszenicy, co chwila popiskując radośnie. Coś też mówiły, ale nie mogłem zrozumieć słów...
Nagle młody ja, spojrzał w moją stronę. Ewidentnie nie patrzył na mnie, tylko na coś nade mną. Skulił się, położył uszka po sobie i cofnął się. Potrącił homozygotę. Po chwili już wszystkie kociaki cofały się przerażone. Dostrzegłem Cień, przysłaniający słońce. Odwróciłem głowę.
Zerwałem się z wrzaskiem. Nie zdołałem ujrzeć czym jest owy Cień, ale sen przeraził mnie jak nic dotąd. Mój oddech wciąż był przyspieszony, ale w miarę się uspokoiłem. Czy to wspomnienie? A może tylko zły sen? Myśli kotłowały się w mojej głowie. Postanowiłem wyjść na zewnątrz, by nieco się odświeżyć i uspokoić. Zamiast poczuć świeże powietrze wieczoru, dopadł mnie duszący zapach. Już to dzisiaj czułem. Jednak tym razem był zmieszany z zapachem Białego Liścia...
Nie wiedziałem co to, ale nie kojarzyło mi się to dobrze. Skoczyłem w kierunku woni, pędząc na złamanie karku. Odór stworzenia był coraz bliższy. Zakradłem się. Ujrzałem straszną scenę.
Wielkie, rude, śmierdzące stworzenie wyskoczyło na Białego Liścia. Chwyciło ją w zęby. Zareagowałem niemal natychmiast, jednak odległość dalej wynosiła dobre dziesięć kocich ogonów.
Zwierzę jest o wiele za duże, by przypuścić na nie atak. Wystrzeliłem z krzaków, drapnąłem stworzenie w pysk i odskoczyłem na odległość ogona. Tak jak przypuszczałem, rudy śmierdziel zostawił kotkę i pobiegł w moją stronę. Odskoczyłem w bok, tym razem drapiąc go w ucho. Rozjuszony psowaty ledwo wykręcił i ruszył na mnie z wściekłością. Tym razem wyskoczyłem w powietrze i wylądowałem na karku stworzenia. Zaciskałem pazury na jego grzbiecie, a ten robił wszystko, byle mnie dosięgnąć. Jeszcze bardziej rozdrapałem mu ucho, ale on skorzystał z okazji, zarzucił łbem, uderzył mnie i strącił. Gruchnąłem o ziemię. Psowaty podskoczył, przytrzymał łapami i za wszelką cenę chciał dosięgnąć żółtymi kłami. Ugryzł mnie przy tym w łapę, którą usilnie się broniłem. Niestety była to ta wcześniej zraniona.
Coś uderzyło w rude stworzenie. To Biały Liść, uderzyła z impetem w jego bok. Kłapnął zębami i przewalił się na bok. Szybko wstałem i ugryzłem i tak już zmasakrowane ucho zwierzęcia. Biały Liść uczyniła to samo z jego tylną łapą. Uciekł, wydając z siebie dziwne szczeknięcia.


< Biały Liść? Zatrzymasz się na wróbelka? XD >

Od Białego Liścia "Bolesne Wspomnienia" cz.3 (c.d Księżycowy Cień)

Klan Mgły
Kocur znieruchomiał po mojej wypowiedzi. Zdawał się być zakłopotany. Milczał przez chwilę, po czym się odezwał:
- Em... T-tak, taak jjasne. - Z trudem wypowiadał słowa. - Ja... Jestem Księżycowy Cień. - Rzekł po chwili.
- Tak... - powiedziałam pod nosem, zamyślając się w własnym umyśle. 
- Idź więc. - Odparł, śmielej niż wcześniej. - Jeśli chcesz, możesz zatrzymać się tu w drodze powrotnej.
- Rozważę to. - Powiedziałam, wiedząc już że będę musiała się zatrzymać po zioła. - Żegnaj. - Dodałam ruszając w stronę magicznego kryształu.
- Żegnaj - rzekł na odchodne. 

***

Zamieć śnieżna nasilała się z każdą sekundą, jednak nasiona maku znieczuliły moje zmysły. Nie czułam zimna. Zauważając wgłębienie w białym pustkowiu, ucieszyłam się. Weszłam do środka. Ciemność ogarnęła moje ciemne ciało. Ustawiłam się w dobrze znanym mi miejscu, po czym zaczęłam czekać.

***

Grotę rozświetliło blade, błękitne światło. Po otrzymaniu znaku, położyłam się obok kryształu, dotykając czołem przedmiotu. Zamknęłam oczy.
    Byłam na dziwnie znajomych polach, ale za nic nie mogłam przypomnieć sobie gdzie owe miejsce się znajduje. Wiatr delikatnie muskał moją sierść, wprawiając w ruch złote kłosy zboża. W powietrzu roznosił się znajomy zapach. Przed moimi oczyma zaczął pojawiać się biały cień, zmieniający się w kocią sylwetkę. Przede mną stał wysoki, śnieżnobiały, muskularny kot z złotymi oczyma oraz urwanym kawałkiem lewego ucha. 
- Zapamiętaj to miejsce - rzekł kocur, donośnym tonem. - To tutaj krew splami ziemie. To tutaj wiele kotów odda swoje życia. - Mówił z powagą, a jego złote oczy świdrowały moją duszę. - Nie... - koniec zdania przerwał donośny ryk. Ryk wielu cierpiących kotów. 
    Otworzyłam oczy. Po chwili zorientowałam się co przed chwilą przeżyłam. Przodkowie się ze mną skontaktowali. Pierwszy raz od... zawsze? Światło magicznego kryształu zaczynało słabnąć. Podniosłam się z ziemi i wyszłam z groty. Zimno uderzyło mnie po sekundzie bywania na zewnątrz. Mak przestał działać.

***

Wchodziłam na tereny Klanu Śniegu. Osłabła z sił po podróży wlokłam się przez wysokie trawy. Po chwili poczułam dziwną woń. Podniosłam łeb, po czym otworzyłam pyszczek by lepiej poznać zapach. Gdy uświadomiłam sobie co takiego może czaić się w zaroślach było już za późno. Z gąszczy wyskoczył rudy lis. Chwycił mój grzbiet potężnym pyskiem i zaczął szarpać. Sycząc z bólu próbowałam go sięgnąć moimi pazurami, jednak był za daleko. Jego kły wbiły się głębiej w moją skórę, ale po chwili stało się coś niespodziewanego...
<Księżycowy Cień? Jaka niespodzianka? :3 >

piątek, 4 sierpnia 2017

Od Księżycowego Cienia "Bolesne Wspomnienia" cz.2 (CD. Biały Liść)

Klan Śniegu
Wykonałem potężny skok w stronę małej, brązowej myszy. Zacisnąłem pazury na jej drobnym ciałku i zatopiłem kły w jej kark. Już po chwili była martwa. Z zadowoleniem patrzyłem na swoją zdobycz, gdy nagle poczułem coś czego na tych terenach nie było. Inny kot.
Pobiegłem w stronę zapachu. Obcy.
Podeszłem do kota, nie próbując się nawet ukrywać. Po chwili zapach powiedział mi coś jeszcze - to kotka.
- Hej! - krzyknąłem w jej stronę podchodząc. - Kim jesteś i co to robisz? To tereny Klanu Śniegu. - patrzyłem podejrzliwie w jej stronę.
- Jestem Biały Liść, potomek Białego Serca, ostatniego przywódcy Klanu Mgły - rzekła, patrząc na mnie z góry. - Idę spotkać się z przodkami, więc patrol Klanu Śniegu powinien puścić mnie w dalszą podróż.
Stałem ogłupiały, patrząc na nią. Spotkać się z przodkami? O co jej chodzi? Gorączkowo próbowałem przypomnieć sobie, co ma na myśli. Przodkowie... Przodkowie... Dlaczego kojarzy mi się to z nocą? Napadła mnie nagle krótka fala wspomnień. Ciepłe futro. Ciepła ciemność. Uśmiechnięta, śnieżnobiała kocica. Zdenerwowany, trzykolorowy kot, patrzący w moją stronę. Klan Gwiazd. Magiczny Kryształ. Ta kocica chciała dostać się do Magicznego Kryształu...
- Em... T-tak, taak jjasne. - Zacząłem trochę się jąkać. - Ja... Jestem Księżycowy Cień. - Dodałem po chwili.
- Tak. - zamiauczała pod nosem, ni to pytająco, ni stwierdzająco.
- Idź więc. - dodałem już nieco śmielej. - Jeśli chcesz, możesz zatrzymać się tu w drodze powrotnej.
- Rozważę to. Żegnaj. - odparła.
- Żegnaj. - Odpowiedziałem. Patrzyłem w ślad za nią, w duchu ciesząc się, że kogoś spotkałem.
Wróciłem do wcześniej upolowanej myszy. Wziąłem ją do pyska i podążyłem w stronę Obozu. Po drodze poczułem ciężki zapach dużego stworzenia - był bardzo intensywny...
Po drodze zauważyłem wróbla. Zostawiłem mysz i przyczaiłem się na ptaka. Po chwili odbiłem się z tylnych łap i schwyciłem stworzonko. Po chwili już leżało martwe na ziemi.
Wróciłem do jaskini i położyłem zdobycz na ziemi. Zjadłem mysz ale wróbla odłożyłem na bok. Możliwe, że Biały Liść będzie głodna, a nie wypada odmówić pomocy...
Pozostało mi tylko czekać. Możliwe, że po prostu pójdzie dalej, ale kto wie...


< Biały Liść? Ten duży zwierz to był lis, kręci się w okolicy jakby co :P. Możesz go wkręcić do opka czy coś. >

Podsumowanie okresu Kwiecień-Lipiec

Witam
A oto pierwsze podsumowanie. Jestem bardzo dumna że to jeszcze żyje. Dobra przejdźmy do rzeczy. 


Ogłoszenia:
Poszukujemy kotów do Klanu Gromu, ale nie pogardzimy też kotami do Klanu Śniegu i Klanu Mgły. Można wysyłać formy NPC.


Norma:

Kosowe Oko- 2
Księżycowy Cień- 2
Czarna Wrona- 1

Uschnięta Jabłoń- 0 (+1)
Biały Liść- 0 (+2)


Uschnięta Jabłoń oraz Biały Liść mają karne, które muszą nadrobić w przeciągu sierpnia.

Od Białego Liścia "Bolesne Wspomnienia" cz.1 (c.d Księżycowy Cień)

Klan Mgły
     Obudziłam się w swoim legowisku. Niegdyś należące do mojego ojca, Białego Serca, przyciągało wielobarwne wspomnienia. Te dobre oraz te bolesne... Nadal nie mogłam się pozbierać po śmierci przywódcy. Ale cóż się dziwić? Byłam z nim bardzo blisko, bliżej niż z moją matką Czarnym Liściem. Do tego wspomnienie jak traci swoje ostatnie życie w walce z włóczęgami. Wzdrygnęłam się na samą myśl. Rozciągnęłam się i zaczęłam wylizywać zmierzwioną sierść. Poczułam straszny głód. Ostatnio jadłam wczoraj rano. Powinnam coś upolować zanim wyruszę na patrol terenów. Wiem, Klan Mgły upadł tak samo jak reszta klanów, ale nie mogłam zaprzestać sprawdzania dawnych granic oraz życia "w klanie". Przejmowałam wszystkie obowiązki czyli polowałam, sprawdzałam granicę oraz chodziłam do magicznego kamienia co miesiąc. Dzisiaj właśnie nastawał ten dzień. Może dziś w końcu uda mi się nawiązać kontakt z legendarnym Klanem Gwiazdy. Większość nocy spędzonych przy kamieniu były takie same. Wątpiłam już w istnienie tego Klanu... Wyszłam z legowiska i natychmiastowo poszłam na jakieś polowanie.

***

       Zajadałam się dorodnym drozdem. Zapowiada się dobry rok. Gdy skończyłam poszłam odnowić ślady zapachowe. Gęsta mgła pokrywająca tereny zaczęła zanikać. Na dawnych terenach nie było innych kotów. Przy okazji mogłam pozbierać trochę ziół. Z powodu braku jakichkolwiek kotów sama musiałam nauczyć się leczyć. Po skończonym posiłku zjadłam ziarna maku oraz inne zioła na drogę. Ruszyłam do magicznego kryształu.

***

       Przechodząc przez skrawek terenu Klanu Deszczu poczułam coś nadzwyczajnego. Nie czułam tego zapachu od księżyców. Były to śladu zapachowe kotów z Klanu Deszczu. A jednak. Klan żyje. W przeciwieństwie do mojego... Cóż...

***

- Hej! - Usłyszałam czyiś głos. Odwróciłam się w stronę źródła dźwięku. W moją stronę podążał szary, cętkowany kocur. - Kim jesteś i co tu robisz? To tereny Klanu Śniegu. - Powiedział.
- Jestem Biały Liść, potomek Białego Serca, ostatniego przywódcy Klanu Mgły - rzekłam. - Idę spotkać się z przodkami, więc patrol Klanu Śniegu powinien puścić mnie w dalszą podróż.
<Ksieżycowy Cień? Co dalej?>

Od Księżycowego Cienia "Wegetacja" cz. 1

Klan Śniegu
Kolejny dzień samotnego życia. Bez sensu. Spokojna egzystencja bez żadnego towarzystwa jakoś specjalnie mi nie przeszkadza, ale zupełny brak zajęć i obowiązków jest nieco dobijający. By trochę załagodzić to nieprzyjemne uczucie, które zawsze towarzyszy samotnikom, postanowiłem udać się na zwiad. Z resztą - nieproszony gość mógłby być ciekawym urozmaiceniem.
Zanim ruszyłem na obchód terenów, postanowiłem udać się na polowanie. Trochę to trwało, ale owocem łowów były dwie myszy i nornica. Zjadłem najmniejszą zdobycz, resztę zostawiając na powrót.
Wystrzeliłem z jaskini i popędziłem sprintem po trawiastym podłożu. Przeskakiwałem liczne kałuże, lekko lądując na łapach. Mimo tego, że nie miałem pojęcia, gdzie są granice klanu, jakoś udawało mi się ich nie przekraczać. Prowadziły mnie zatarte ślady bytności kotów. Zapach dawno rozmyły deszcze, ale pojedyncze kości raczej trudno przegapić. Co tu się stało?
Wskoczyłem na pień starego dębu i wspiąłem się na szczyt. Przez dłuższą chwilę obserwowałem okolicę. Pusto, a cisza jak makiem zasiał.
Naszła mnie chęć walki. Bardzo chciałem poćwiczyć, jednak nie miałem z kim. Wtargnięcie na teren cudzego klanu i rozpoczęcie bójki z przypadkowo napotkanym kotem nie jest dobrym pomysłem... A więc może jakieś duże zwierzę?
Wywęszyłem królika. Nie o to mi chodziło, ale cóż...
Ukryłem się w wysokiej trawie. Powoli podkradałem się do gryzonia. Po chwili wykonałem wysoki skok na grzbiet stworzenia. Normalnie zrobiłbym to dużo dyskretniej, lecz teraz nie chodziło mi o szybkie upolowanie go, a trening.
Zwierzak strącił mnie z grzbietu i zaczął uciekać. Wylądowałem a czterech łapach i ruszyłem w pogoń. Wiatr rozwiewał moją sierść i napełniał mój nos soczystym zapachem ofiary...
Przewróciłem stworzenie na bok i już miałem wbić kły w szyję królika, gdy nagle przypomniałem sobie o wcześniej upolowanej zdobyczy. Schowałem pazury i cofnąłem się o krok. Nie zamierzałem jednak od tak odpuścić, dobre kilka minut goniłem za stworzonkiem, co chwila uderzając je miękko łapą. Po jakimś czasie dałem mu spokój i wróciłem do obchodu terenów. Biegnąc jak najszybciej tylko się dało, co chwila sadząc wysokie skoki, dokończyłem obchody terenów. Pusto. Jak zwykle zresztą.

W szaleńczym pędzie powróciłem do Obozu. Z westchnieniem radości zabrałem się do jedzenia. Soczyste mysie mięso wręcz rozpływało się w pysku. Tylko szkoda, że muszę jadać sam...
C.D.N

sobota, 29 lipca 2017

Od Księżycowego Cienia "Deszcz" cz. 2 C.D Kosowe Oko

Klan Śniegu
Postanowiłem udać się na przechadzkę. Łapa dalej pobolewała, ale dało się to znieść. Wspomnienia nie wracały przez dłuższy czas, więc utraciłem nadzieję na ich odzyskanie. Muszę sobie jakoś radzić.
Tereny które zamieszkałem nie były domem żadnego innego kota. Byłem samotny... Ale jakoś to zniosę. Może ktoś się pojawi?
Ładną pogodą nie cieszyłem się długo - po kilkunastu minutach lunął deszcz. Z westchnięciem ruszyłem dalej. Wchodząc do lasu nieco się zaniepokoiłem. Mogę mieć duże trudności z odnalezieniem drogi powrotnej. Choć... W zasadzie nie ma to znaczenia. Może ktoś tam mieszka?
Deszcz przestał padać. Spojrzałem na drzewo po lewej. Liście lśniące od kropel wody wyglądały pięknie. Kątem oka zobaczyłem mały ruch w krzakach. Odwróciłem głowę. W tym samym momencie coś zwaliło mnie z nóg, silnie uderzając w mój grzbiet. Jakiś ciężar przycisnął mnie do mokrej ziemi.
- Kim jesteś? - Syknął kot, którym okazał się ów ciężar.
- Kimś, kto nie życzy sobie takiego powitania. - Odparowałem. Spróbowałem wstać, jednak kocur okazał się nieco silniejszy niż na początku myślałem. Ostatecznie udało mi się podnieść. Otrzepałem się i spojrzałem z góry na kota. Przez chwilą mierzył mnie wzrokiem.
- Kim jesteś? - Powtórzył z naciskiem.
- Nazywam się Księżycowy Cień. A ty kim jesteś? - odpowiedziałem po chwili wahania.
- Kosowe Oko. Co tu robisz? To tereny Klanu Deszczu. - powiedział, patrząc na mnie podejrzliwie.
- Nie wiedziałem o tym. - spuściłem wzrok, bynajmniej nie okazując skruchy. - Przybywam z... - no tak, nie wiem jak nazywa się mój klan. - Stamtąd. - wskazałem kierunek.
- Klan Śniegu? - spytał.
- Tak się nazywa? - westchnąłem. - Utraciłem pamięć. Wiem tylko tyle, że kiedyś tam mieszkałem.
- Ach tak.
Przez chwilę panowała krępująca cisza. Kosowe Oko najwyraźniej oczekiwał jakichś wyjaśnień.
- Wybrałem się na spacer. Zawędrowałem nieco za daleko. Odejdę stąd jak najszybciej, jeśli tylko sobie tego życzysz. - Przez chwilę nad czymś się zastanawiał. Poczułem krople deszczu na grzbiecie. Znowu zaczęło padać. Szybko na mnie zerknął.
- Chodź. - Powiedział, szybko odwracając się i ruszając przed siebie. Po chwili podążyłem za nim. Deszcz z minuty na minutę zmieniał się w ulewę, a jeszcze później w burzę z piorunami. Szybki krok zmienił się w bieg. Bardzo szybko dogoniłem kocura. Postanowiłem przyjrzeć mu się dokładniej. Dobrze zbudowany. Pod wieloma cechami fizycznymi przewyższa mnie. Zadbane futro. Piękna kompozycja kolorów. Dostojny i poważny chód. Nieufność. Wystarczy. Wystarczy by stwierdzić, że jest wysoko postawiony w tym klanie. Prawdopodobnie to jego przywódca lub starszy, doświadczony osobnik. Ze względu na to, że wygląda dość młodo, obstawiam to pierwsze.
Już jakiś czas temu straciłem nadzieję, że dotrzemy na miejsce, zanim moja sierść całkowicie przemoknie. Biegliśmy dobre trzydzieści minut. Powoli zaczynałem odczuwać zmęczenie, a ból w łapie coraz bardziej dawał się we znaki. W końcu złotooki Kosowe Oko się zatrzymał.
- To tu. - powiedział, patrząc na wielki dąb. Ciekawe. To obóz. Wyczuwam tu woń kilku kotów. Niektóre ślady są świeże, a inne tak mocno zatarte, że można by przypuszczać, że pochodzą sprzed kilku lat. W każdym razie równie dobrze może to być zapach jakichś resztek czy małych zwierząt. Nie mam już wątpliwości, że to Obóz. Tylko czemu mnie tu przyprowadził?


<Kosowe Oko? No właśnie - po co? Możemy pogadać czy coś. W każdym razie mój kotek nie jest zbyt ogarnięty w obecnej sytuacji, więc możesz mu opowiedzieć co działo się w ostatnich latach. Kto wie, może coś sobie przypomni (choćby z jakiej jest epoki XD)? >

piątek, 28 lipca 2017

Od Czarnej Wrony "Sama tu jesteś?" cz.1 (cd. Kosowe Oko)

Klan Deszczu
     Obudził mnie potencjalny posiłek. Były to gołębie, które wleciały przez dziurawy dach stodoły i nie zauważyły pogrążonej w głębokim śnie czarnej kulki, czyli mnie. Odganiały siebie nawzajem, latały we wszystkie strony unosząc w powietrze kłęby kurzu zebranego tu od lat. Przeciągnęłam się na moim posłaniu z beli siana i ziewnęłam szeroko. Ale miałam sny, pomyślałam. Kto to słyszał o psach w kosmosie? Zeskoczyłam cichutko na drewnianą podłogę poddasza i przyczaiłam się na fruwające jedzenie. Wciąż mnie nie dostrzegają. Prawie szurając brzuchem po ziemi, jak to robią starsi,  zbliżyłam się do tych tłuściutkich kąsków. Szybkie poderwanie z miejsca... i nic. W łapach pozostały tylko pióra. Połowa spłoszonych ptaków wyleciała na zewnątrz, reszta dowiedziała się o mojej obecności i tyle z polowania tutaj. Delikatnie mówiąc "niezadowolona" z porażki, zeszłam po stromych schodkach na dół, po czym przecisnęłam się na podwórze przez dziurę w drzwiach. Udało mi się dopiero później złapać kilka nornic, ale ile to przy całym gołębiu? Czas iść dalej, na tej małej, odludnej farmie na pewno nie chcę zagrzać miejsca. Na kilka nocy w porządku, ale na resztę życia? Nie ma mowy!
     Poszłam dalej, drogą przez pobliski las. Wrócił mi dobry nastrój. Szłam żwawym krokiem, podskakiwałam raz po raz, próbując złapać przelatującego owada. W powietrzu czułam głównie mocny zapach sosen, wymieszany z innymi roślinami plus domieszka zapachu zwierząt stąd. Obym tylko nie wpadła tu na nic większego. Wskoczyłam na pieniek jednego z drzew i pomknęłam w górę, mocno wczepiając się pazurami w drewno. Zauważyłam nad sobą kosa. Może warto jeszcze raz spróbować upolować ptaka? Zaczęłam poruszać się dużo wolniej, ciszej i bardzo ostrożnie. Dystans między mną, a ofiarą był coraz mniejszy. Już-już myślałam, że się tym razem uda, ale byłam trochę za głośna. To niestety wystarczyło. Kos odleciał. Usiadłam na gałęzi zawiedziona. Znowu...  
    Popatrzyłam na następne drzewa. Skakały po nich wiewiórki. Przyglądałam im się chwilę. Chyba nie mam ochoty się z nimi ganiać dzisiaj. Innym razem. Zeszłam z powrotem na ziemię i ruszyłam dalej przed siebie, podziwiając leśne krajobrazy. Szkoda, że drzewa zasłaniają większość widoków. Po drodze próbowałam jeszcze szczęścia w łapaniu drobnych zwierzątek, ale udało się tylko raz. Znów chude, mysie mięso.
     Zatrzymałam się przy ścieżce, na skraju lasu. Wypatrzyłam nagrzany słońcem kamień, zdecydowałam, że odpocznę na nim. Wyczyściłam tam językiem futerko i wyciągnęłam zeń kilka rzepów. Może jednak powinnam uważać, w które krzaki wskakuję? Postanowiłam chwilę powygrzewać się na tej skale, w przyjemnym ciepełku. Położywszy się, powtarzałam sobie "Tylko chwilka, tylko chwilka", ale zamknęłam oczy i zasnęłam twardym snem. 
***
- Mała, wstawaj! - usłyszałam głos jakiegoś dorosłego kocura.
Poderwałam się i uskoczyłam w bok.  Znalazłam się na trawie, ledwo zdołałam wylądować na czterech łapach. Popatrzyłam na nieznajomego. Duży nie wyglądał, jakby miał zamiar atakować, ale też nie był uśmiechniętym przyjacielem.  Nie potrafiłam odczytać intencji tego złotookiego kota .
- Sama tu jesteś? - zapytał.
Pokiwałam twierdząco czarnym łebkiem, odsuwając się kawałek.
- Ja tylko chciałam odpocząć na tym drzewie - zaczęłam się tłumaczyć przestraszona. 
- Spałaś na kamieniu.
- Tak? - zdziwiłam się. - Znaczy.. Tak, oczywiście! Chodziło mi o kamień - głupie przejęzyczenie.
- Nie bój, się mnie - powiedział kocur spokojnym głosem. - Jak ci na imię? 
- Czarna Wrona - przedstawiłam się cicho.
<Kosowe Oko?>

Od Księżycowego Cienia "Przebudzenie"

Klan Śniegu
       Poczułem, że koniec snu nadszedł. Uwolniłem się z krainy Morfeusza, stopniowo odzyskując kontakt z rzeczywistością. Ale tylko umysłem. Na razie.
       Uchyliłem powieki. Oczy nie ukazały mi żadnego widoku, jednak czerń zaczęła powoli zlewać się z szarością.
        Moja lewa, przednia łapa delikatnie drgnęła. Stopniowo odzyskiwałem władzę w ciele. Szerzej otworzyłem oczy. Czerń ustąpiła całkowicie, zastąpiona szarością, z przebłyskami zieleni.
         Razem z odzyskaniem czucia i możliwości poruszania w kończynach, napadł mnie ostry, przeszywający ból. Lekko wygiąłem grzbiet, tym samym rozpoczynając kolejną falę. Czułem się trochę, jakby ktoś otoczył mnie lodem na bardzo długi czas, a teraz odmrażał.
         Ból nie urywał się przez dobre kilka minut. Kiedy minął, zwinąłem się w kłębek. Po chwili spróbowałem wstać. Utrzymałem się chwilę na zesztywniałych łapach, ale gdy zrobiłem jeden krok, zwaliłem się na ziemię. Spróbowałem po raz drugi. Wykonałem kilka chwiejnych kroków i znowu upadłem. Wzrok wrócił całkowicie, dźwięki stały się wyraźniejsze. Teren był nierówny, potoczyłem się kilka metrów w dół i nagle utraciłem grunt. Spadałem.
           Nie do końca jeszcze sprawne mięśnie nie pozwoliły mi na dokładne zamortyzowanie upadku. W zasadzie w ogóle nic to nie pomogło. Walnąłem mocno o drzewo, zleciałem z pnia, obijając się o gałęzie i uderzyłem o ziemię. Zanim ponownie straciłem przytomność, w mojej głowie pojawił się widok nienaturalnie wielkiego księżyca, rzucającego cień na bezkresne, srebrzyste pustkowie.
***
           Ponownie się obudziłem. Kaszlnąłem i wstałem. Od razu dał mi się we znaki dotkliwy ból w prawej, przedniej łapie. Spróbowałem przenieść na nią ciężar. Syknąłem. Uzyskałem pewność, że jest złamana. Lub jest mocno obita. Lepiej nie dramatyzować.
        Udałem się w stronę, którą podpowiadał mi instynkt - w stronę jedzenia. Śpiew ptaków dobiegał z małego lasku, nieopodal. Skrzydlate stworzenia przysiadły na krzewie dzikiej róży. Ukryłem się w wysokiej trawie i przygotowałem do skoku. Odbiłem się od ziemi, płosząc zwierzątka. Z powodu kontuzji w łapie, nic nie złapałem. Zakląłem pod nosem. Muszę szybko coś zjeść, czuje, że ledwo mogę chodzić. Podążyłem za zapachem nieco większej zwierzyny. Po kilku minutach zauważyłem dwa tłuste gołębie, pijące wodę z kałuży. Tym razem bardziej mi się poszczęściło - schwyciłem jedno smakowite ptaszysko. Tak. I to rozumiem. Zabrałem się do jedzenia.
          Po skończonym posiłku, zdałem sobie sprawę, z tego, że nie pamiętam nawet jak mam na imię. Dziura w pamięci obejmowała całe moje dotychczasowe życie. Pozostawiła mi jedynie instynkty, wiedzę i umiejętności. Spróbowałem coś sobie przypomnieć. Jedyne co sobie przypomniałem, to słowa ,,Dwie Zimy" i obraz pięknej jaskini. W ten sposób określa się wiek... Czyli przed utratą pamięci miałem dwie zimy. A jaskinia... Może tam mieszkałem? Tak czy siak spróbuje ją znaleźć. Ale... Co jeśli kogoś spotkam? Nie pamiętam swojego imienia... Wtedy przypomniało mi się wspomnienie księżyca i jego cienia. Księżycowy Cień... Powinno pasować.
Lekko kuśtykając, ruszyłem w losowym kierunku.
***
        Tak. To na pewno tu. Wszedłem do jaskini, oświetlonej błękitnym światłem. Poczułem się w niej dziwnie... Swojsko. Bezpiecznie. Po prostu jak w domu.

Wsunąłem się we wnękę w skale. Przymknąłem powieki. Pierwszy raz od długiego czasu udało mi się spokojnie usnąć.

sobota, 3 czerwca 2017

Administracja

Cześć!
Prawdopodobnie Łapki nie będzie do końca roku szkolnego, więc do tego czasu proszę o wysyłanie op. i formularzy do mnie.
Howrse: Avrille
E-mail: marudliwa@gmail.com

Pozdrawiam, Avie

środa, 10 maja 2017

Od Kosowego Oka "Samotność" cz. 1

Klan Deszczu
Na dobrą sprawę wciąż nie miałem bliskiego towarzysza. Siedząc na nagrzanym kamieniu na jednym z wzniesień w okolicach Wielkiego Dębu i wpatrując się spod przymrużonych powiek na leniwy wschód słońca, doszedłem do wniosku, że pora poćwiczyć mięśnie. Nie wolno mi było zmniejszyć kondycji. Nie byłbym w stanie się inaczej obronić, a jako, że pełniłem właściwie funkcję potencjalnego przywódcy Klanu Deszczu, przegrana z niewiele znaczącym wojownikiem byłaby hańbą.
Zgrabnie zeskoczyłem z kamienia i kilkoma susami przeskoczyłem po głazach wystających z wody, tym samym przekraczając rzekę. Nie widziałem większego sensu w dalszym bezczynnym siedzeniu. Zdecydowałem się na zrobienie szybkiego obiegu klanowych terenów, obierając sobie najbardziej kamienistą i stromą trasę. Przebiegałem ją przez ostatnie miesiące wielokrotnie, jednak za każdym razem była tak samo męcząca. Może kiedyś odnajdę lepszą, jednak ta zdawała się być jak na chwilę obecną wystarczająca.
Najpierw biegłem wyboistą ścieżką pod krzewami naokoło Wielkiego Dębu, przeskakując ponad wystającymi korzeniami. Stanowiło to dla mnie raczej rozgrzewkę, więc po którymś z kolei kółku, czując, że moje mięśnie są już dość rozgrzane, postanowiłem ruszyć pędem w dół najbardziej skalistego zbocza prowadzącego do rzeki Larot. Łapy mi się ślizgały, jednak za każdym razem łapałem równowagę. Sprawnie unikałem wody spływającej z szumiącego wodospadu, biegnąc tuż pod nim, na skrawku podmokłej ziemi. Pędziłem wzdłuż strumienia przez dłuższy czas, aż woda nieco się nie uspokoiła. Wtedy czyniąc zaledwie dwa skoki, znalazłem się na drugim brzegu i biegiem ruszyłem w głąb lasu. Byłem na skraju terenów, więc nie chcąc ryzykować wybiegnięciem na cudzy teren (o ile ktoś przez ten czas raczył je w ogóle zamieszkać), skręciłem, by jak najbardziej nakierować się na ziemie Klanu Deszczu. Dalej przyszła kolej na przeskakiwanie zwalonych kłód czy wdrapywaniu się na te większe, których nie mogłem przeskoczyć. Lubiłem się wspinać, więc dla mnie to nie stanowiło żadnego problemu.
Ukończywszy trening, siadłem na samym środku lasu, starając się odzyskać oddech. Jednak tym razem odzyskałem go znacznie prędzej, niż zwykle. To dało mi jasny znak, iż to faktycznie dobra pora na odnalezienie nowej, bardziej wymagającej trasy. Uśmiechnąłem się do siebie na myśl, że tą trasą może kiedyś będę mógł prowadzić kocięta uczące się na wojowników. Z całą pewnością będą wykończone, jednak całkowicie zdeterminowane do dalszej nauki. Sam kiedyś taki byłem. Teraz, nie mając przy sobie już nikogo, ten entuzjazm nieco osiadł. Głupio było mi się wciąż cieszyć prostymi rzeczami, nie mogąc nawet się z nikim nimi podzielić.
Usłyszałem ćwierkanie małego, żółtego ptasza. Doskonale wiedziałem, jak wygląda. Zmieniłem pozycję z siedzącej na tą przystosowaną do polowań na tego typu zwierzynę. Właściwie po tym wysiłku nieco burczało mi w brzuchu, więc drobna przekąska prezentowała mi się dość atrakcyjnie. Przyczaiłem się za krzakach na bezbronną istotkę, która właśnie się poiła przy kałuży, a następnie wykonałem jeden, zdecydowany skok. Walczył zaledwie przez chwilę, bijąc mnie swoimi skrzydełkami po pyszczku, aż całkiem nie uległ. To właśnie wtedy rozdrapałem pazurami jego brzuszek, starając się przebić przez grubą warstwę żółtych piór i zabrałem się do jedzenia.
Skończywszy posiłek, dostrzegłem, że jeszcze trochę mięsa zostało. Mogłem je zostawić lub gdzieś zachować, ale i tak przeszło mi przez myśl, że miło by było się nim z kimś podzielić. Problem był jednak jeden - nie miałem z kim.

<C. D. N.>

poniedziałek, 8 maja 2017

Od Kosowego Oka "Deszcz" cz. 1 (cd. chętny)

Klan Deszczu
Znowu padało. Skryłem się pod rozlazłymi liśćmi paproci i w milczeniu obserwowałem, jak ciężkie krople deszczu spadają do kałuży tuż przed moim nosem. Miałem mokre łapy, całe ubrudzone od błota, ale będąc całkowicie sam, nie przejmowałem się tym zbytnio. Nie przeszkadzał mi taki obrót sytuacji, ale jak na dzikiego kota od malucha byłem niezwykle dumnym kocurkiem, więc wolałem utrzymywać swoje futerko w jak największej czystości. Nawet, jeśli się tym razem rozchoruję, nikt się mną nie przejmie. Będę musiał sobie poradzić całkowicie sam.
Dotychczas było wciąż tak samo i zaczęło już nużyć. Jednak nikt nie zdołał mnie wypędzić z terenów niegdyś potężnego Klanu Deszczu. Niewykluczone, że nikt nawet nie wiedział, że ktokolwiek tutaj został. Uśmiechnąłem się lekko, aż mi wąsiki zadrżały. Dawny członek Klanu Deszczu, syn butnego przywódcy, skrywający się przed ulewą pod paprocią. Choć wiedziałem, że wytrzymałość i odporność na choroby miałem znacznie wyższą dzięki hartowaniu się jako kocię podczas treningów, niż członkowie innych klanów, a mimo to wolałem nie marznąć przesadnie. Nie chciałem kusić losu. A nuż, że tym razem dostanę płonących płuc i umrę w strasznych mękach.
Ponownie znudzony bezczynnym leżeniem pod rośliną, powiodłem wzrokiem po okolicy. Wszystko było przemoknięte. Co prawda słońce dopiero za niedługo musiało się chylić ku zachodowi, jednak wątpiłem w to, abym zdołał upolować cokolwiek do jutra rana. Jedyne co czułem, to wilgoć. Zapachy zwierząt były na tyle niewyraźne, że nie byłem pewien, czy były świeże, czy stare.
Dostrzegłem, iż deszcz przeistoczył się w mżawkę. Wybornie - pomyślałem, przeciągając się i otrzepując futerko z deszczu. Higieną zdecydowałem zająć się po szybkiej wizycie w rzece Larot w celu umycia łapek. Następnie chciałem wybrać się w miejsce, gdzie niegdyś mieszkał mój ojciec i matka - na koronę potężnego drzewa mieszczącego się w centrum dawnych terytoriów.
Ostrożnie stawiając łapki na jak najmniej zanurzonych w błocie kamieniach, podążyłem do celu. Nim dotarłem do celu, byłem jeszcze brudniejszy, niż na początku. Kończąc kąpiel, myślałem jednocześnie o tym, iż było to doskonałe zwieńczenie codziennego obchodu po terenach, które po tych latach wciąż uważałem za swoje. Kiedy wyszedłem ze strumienia i bezdźwięcznie zagłębiłem się w krzewy kłębiące się pod konarem, mój czuły nos przechwycił czyiś, bardzo wyraźny zapach. Zacząłem węszyć. Tak, to z całą pewnością był kot. Obcy. Przeszedł tędy już po zakończeniu ulewy. Przybrałem pozę wyrażającą pełną gotowość w razie ewentualnego ataku i z pionowo ustawionymi uszami ruszyłem powoli w kierunku źródła tajemniczego aromatu. Okrążyłem drzewo. Będąc na wschodnim skraju przydębowych krzewów, wypatrzyłem kocią sylwetkę. Przybysz był całkowicie nieświadom mojej obecności, więc udało mi się go powalić na ziemię przy wykonaniu zwykłego skoku na jego plecy.
- Kim jesteś? - syknąłem kotu do ucha.

<Chętny? Może to być albo przybysz z innego stada, albo potencjalny członek Klanu Deszczu>

Oficjalne otwarcie

Cześć.
Pomimo tego, że Leniwa Łapka (tak, będę Cię tak nazywać) wciąż nie ogarnęła wszystkiego, co powinna, jak obiecywałyśmy dziś jest otwarcie strony. Możecie już przesyłać formularze i opowiadania, a wszelakie wprowadzone zmiany nie będą jakoś drastycznie wpływać na rozgrywkę.
Have a good time!
~Avie

wtorek, 25 kwietnia 2017

Blog w Budowie

Do Maja zdążymy się wyrobić

Łapka
Edit (26.04.2017): *maja
~Av

Edit (01.05.2017): WAŻNE! Nastąpiła drobna zmiana planów - ze względu na złe przewidzenie ilości pracy oraz nawał innej roboty w tym samym czasie, zarządzamy otwarcie 7 maja.
~Av

Edit (07.05.2017): WAŻNE! Sorry że tak przedłużam, ale otwarcie będzie jutro (8 maja)

Łapka