Klan Śniegu
Po posiłku dość długo czuwałem, zatapiając się w swoich
myślach. Kim były dwa koty, z krótkiej wizji? Możliwe, że znałem je z
przeszłości, jednak dalej nic mi to nie mówiło. Dlaczego zapamiętałem ciemność,
którą i tak co dzień widuję?
Po chwili moja głowa sama opadła na łapy, a ja straciłem
kontakt z rzeczywistością.
Stałem w środku ogromnego pola zbóż. Wiatr delikatnie muskał
moją sierść, uginając przy tym kłosy. Wyglądały trochę jak falujące, złote
morze. Nagle usłyszałem śmiech kociąt, rozbrzmiewający od prawej strony.
Spojrzałem tam. Ujrzałem bawiące się cztery kociaki - jeden czarny jak
noc, drugi biały w rude i czarne łaty, trzeci błękitno-szary, a czwarty..
jasnoszary w ciemniejsze cętki. Zobaczyłem samego siebie...
Maluchy turlały się wśród szeleszczącej pszenicy, co chwila
popiskując radośnie. Coś też mówiły, ale nie mogłem zrozumieć słów...
Nagle młody ja, spojrzał w moją stronę. Ewidentnie nie
patrzył na mnie, tylko na coś nade mną. Skulił się, położył uszka po sobie i
cofnął się. Potrącił homozygotę. Po chwili już wszystkie kociaki cofały się
przerażone. Dostrzegłem Cień, przysłaniający słońce. Odwróciłem głowę.
Zerwałem się z wrzaskiem. Nie zdołałem ujrzeć czym jest owy
Cień, ale sen przeraził mnie jak nic dotąd. Mój oddech wciąż był przyspieszony,
ale w miarę się uspokoiłem. Czy to wspomnienie? A może tylko zły sen? Myśli
kotłowały się w mojej głowie. Postanowiłem wyjść na zewnątrz, by nieco się
odświeżyć i uspokoić. Zamiast poczuć świeże powietrze wieczoru, dopadł mnie
duszący zapach. Już to dzisiaj czułem. Jednak tym razem był zmieszany z
zapachem Białego Liścia...
Nie wiedziałem co to, ale nie kojarzyło mi się to dobrze.
Skoczyłem w kierunku woni, pędząc na złamanie karku. Odór stworzenia był coraz
bliższy. Zakradłem się. Ujrzałem straszną scenę.
Wielkie, rude, śmierdzące stworzenie wyskoczyło na Białego Liścia. Chwyciło ją w zęby. Zareagowałem niemal natychmiast, jednak odległość
dalej wynosiła dobre dziesięć kocich ogonów.
Zwierzę jest o wiele za duże, by przypuścić na nie atak.
Wystrzeliłem z krzaków, drapnąłem stworzenie w pysk i odskoczyłem na odległość
ogona. Tak jak przypuszczałem, rudy śmierdziel zostawił kotkę i pobiegł w moją
stronę. Odskoczyłem w bok, tym razem drapiąc go w ucho. Rozjuszony psowaty
ledwo wykręcił i ruszył na mnie z wściekłością. Tym razem wyskoczyłem w
powietrze i wylądowałem na karku stworzenia. Zaciskałem pazury na jego
grzbiecie, a ten robił wszystko, byle mnie dosięgnąć. Jeszcze bardziej
rozdrapałem mu ucho, ale on skorzystał z okazji, zarzucił łbem, uderzył mnie i
strącił. Gruchnąłem o ziemię. Psowaty podskoczył, przytrzymał łapami i za
wszelką cenę chciał dosięgnąć żółtymi kłami. Ugryzł mnie przy tym w łapę, którą
usilnie się broniłem. Niestety była to ta wcześniej zraniona.
Coś uderzyło w rude stworzenie. To Biały Liść, uderzyła z
impetem w jego bok. Kłapnął zębami i przewalił się na bok. Szybko wstałem i
ugryzłem i tak już zmasakrowane ucho zwierzęcia. Biały Liść uczyniła to samo z
jego tylną łapą. Uciekł, wydając z siebie dziwne szczeknięcia.
< Biały Liść? Zatrzymasz się na wróbelka? XD >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz